Zamknij

Pieszo przez kraj. Pętla gorzyńska

21:31, 18.02.2020 Adam.Pieszo przez kraj Aktualizacja: 09:26, 22.02.2020
Skomentuj Jezioro Gorzyńskie/foto:Adam.Pieszo przez kraj Jezioro Gorzyńskie/foto:Adam.Pieszo przez kraj

Po dwóch artykułach objaśniających kolory i znaczenia znaków szlaków pieszych nadszedł czas na zajęcie się omówieniem poszczególnych szlaków. Na pierwszy ogień postanowiłem wybrać pętlę Gorzyń – Dormowo – Gorzyń, szlak oznaczony znakami czarnymi. Dlaczego akurat taki wybór? No cóż. Po pierwsze, jest to bardzo ciekawy i doskonale oznakowany szlak, którym śmiało można wybrać się na całodzienną wyprawę nawet z dziećmi (choć może nie z tymi najmniejszymi, odległość do przejścia jest bowiem całkiem spora ). Po drugie, do Gorzynia z Międzychodu dostać się jest stosunkowo łatwo transportem publicznym. Od biedy można do niego nawet dojść (choć to oczywiście sporo wydłuży wydeptywane kilometry). A uwierzcie mi. Z autopsji wiem, że dostanie się w pewne miejsca środkami publicznymi z Międzychodu graniczy niemal z cudem.

„Pętlą gorzyńską” szliśmy już kilka lat temu (bodajże w 2015r.). Było bardzo fajnie, ale o czym nie boję się poinformować i bardzo trudno. I oczywiście nie miało to nic wspólnego z czarnym oznaczeniem szlaku. Po prostu zaniedbany od lat szlak stracił większość swych znaków. Szalejące kilka lat temu wichury spowodowały solidne spustoszenie w drzewostanie; sporo drzew i gałęzi przywaliło ścieżki, wiele miejsc, przez które prowadził kiedyś szlak, zdążyło pozarastać wszelkiego rodzaju krzaczyskami i nowym drzewostanem. Oj, było ciekawie, ale daliśmy radę. 
Obecnie szlak został w sposób profesjonalny ponownie oznakowany, zmieniając także nieco swój bieg (w zasadzie biegnie drugą stroną jeziora omijając problematyczne fragmenty). Pominięty został także fragment szlaku, który prowadził dość niebezpieczną dla piechura drogą wojewódzką 160. Z tego to się akurat niezmiernie cieszę, chaotyczna rejterada po poboczu przed pędzącymi i mającymi wszystko gdzieś Tirami do najmilszych nie należy. 
„Pętlę gorzyńską” (Gorzyń – Sterki – Królewska Góra –Dormowo – Gorzyń) proponuję rozpocząć w Gorzyniu, tuż przed skrzyżowaniem z drogą wojewódzką, odbijając ścieżką w prawo.  Doprowadzi nas ona do jeziora Gorzyńskiego i pałacu von Willich (1,2 km) z XX w., obecnie należącego do Poznańskiego Uniwersytetu Rolniczego. Wzniesiony, najprawdopodobniej w pierwszej połowie XIX w. dwór był obiektem murowanym, parterowym, ale wysoko podpiwniczonym, nakrytym dachem naczółkowym, w którym znajdowały się tzw. bawole oczy. Przebudowany na przełomie XIX i XX w. przyjął formę pałacową. Pałac niestety nie jest udostępniony do zwiedzania, można podziwiać go jedynie z zewnątrz. 
Spod pałacu ruszamy wąską ścieżką rybacką (czasem troszkę podmokłą, co oczywiście pozwala mojej kochanej żonce na „adekwatny” komentarzyk ). Ścieżka ta jednak kończy się w miarę szybko wyprowadzając nas na „solidniejsze” już grunty. Pierwszy etap wyprawy polega praktycznie na obejściu jeziora, którego lustro przebija czasem zza zasłony drzew. Żegnamy się z nim na około 3,5 kilometrze naszej wędrówki. Od tej pory poruszać będziemy się łatwą do przejścia drogą, która doprowadzi nas do wyjątkowo malowniczo usytuowanych stawów hodowlanych i gospodarstwa agroturystycznego Osada Rybacka Sazan (5,5 km). Tuż za budynkami gospodarstwa w teorii rozpoczyna się i kończy „pętla gorzyńska” o czym informuje nas odpowiedni znak „czarnego kółka”. Osobiście uważam, że to całkiem rozsądne miejsce na początek szlaku, może zachęci agroturystów do „ruszenia na szlak”. Byłoby miło.

Poprzedni, „stary” szlak odbijał w lewo, „nowy” prowadzi nas natomiast prosto przed siebie. Idziemy terenem, przez który kiedyś prowadziła zapewne jakaś droga. W chwili obecnej pozostała po niej niewielka, zarośnięta trawą namiastka. Ale idzie się całkiem dobrze i do narzekań powodu nijakiego nie ma. A do tego napotykamy malowniczo ulokowane mokradła, które najwidoczniej wyjątkowo upodobały sobie bobry. Świadczą o tym liczne  ślady ich działalności na pobliskich drzewach. Jedno z drzew, będące pomnikiem przyrody zabezpieczono druciana siatką. Jak na razie spełnia swoje zadanie. Bobry się do tegoż drzewa jakoś jeszcze nie dobrały.
Dochodzimy do drogi polnej z Gorzycka Starego (6,9 km). Napotykamy tu znaki szlaku niebieskiego, z którymi jednak szybko się żegnamy. Szlak niebieski wiedzie dalej wspomnianą drogą, my odbijamy w boczną dróżkę (w lewo). Z wolna zbliżamy się do drogi wojewódzkiej Poznań – Gorzów, którą za chwilę przetniemy dochodząc do niewielkiej osady Sterki (7,7 km).  

Mijamy osadę i wędrujemy drogą wśród pól i łąk w kierunku Dormowa. Teren jest tu dość dziki i raczej rzadko uczęszczany. Mijamy naprzemiennie obszary leśne, pola i łąki. Idzie się tu dość monotonnie. Cisza, spokój i przestrzenie. 
Od pewnego czasu towarzyszą nam znaki Drogi Św. Jakuba, która prowadzi do Pszczewa. Po chwili dochodzą także znaki szlaku żółtego. Przeważa obecnie teren leśny. Na tym etapie bardzo często trafiają się odcinki, na których droga pochłaniana jest przez las. Miejscami zanika zupełnie, nie ma się jednak czym przejmować. Szlak oznakowany jest wyśmienicie i nie ma mowy o jego zgubieniu. 
Zbliżamy się już do Dormowa. Nim tam jednak dojdziemy musimy pokonać jeszcze kilka całkiem przyzwoitych lesistych wzniesień, po których przejściu jeszcze mocniej zagłębiamy się w las. I teraz musimy zwrócić szczególną uwagę na znaki szlaku (na szczęście znakomicie umiejscowione). Nie uświadczysz tu bowiem człowieku żadnej widocznej ścieżki. Po kilku minutach, bezproblemowo, docieramy do dobrze widocznej drogi, która bezpiecznie doprowadza nas do Dormowa ( 13,2 km).
Dormowo to niewielka wioska leżąca między jeziorami Dormowskim i Dormowskim Małym. Liczyliśmy tu na jakieś orzeźwienie lodami w miejscowym sklepie. Ten jednak okazał się zamknięty na głucho. I trudno mi określić czy będzie czynny w sezonie letnim. Warto więc na drogę zaopatrzyć się w jakiś prowiant czy przekąski.

Przy drodze asfaltowej prowadzącej do Gorzynia znajduje się pomnik "Ku pamięci poległych podczas I wojny światowej". Zaraz za nim nasz czarny szlak skręca w lewo w piaszczystą, ale dobrze utwardzoną drogę. Dochodzimy do zabudowań starego młyna w Dormowie, przy którym skręcimy w prawo. Nim jednak tam docieramy dojeżdża do nas samochód, z którego wysiada kobieta. Pyta nas, czy pójdziemy dalej tą drogą. Trochę zdziwieni, wszak to jedyna droga, odpowiadamy, że tak. Pani informuje nas, iż zostawiła za płotem psa. Pies jest co prawda za zamkniętą bramą, ale uwielbia kombinować, jak przez nią przeskoczyć. I czasem się mu nawet ta sztuka udaje. Na wszelki wypadek kawałek nas więc odprowadzi. To bardzo miło z jej strony, nie sądzicie? Dziękujemy za troskę. Ale będąc w pobliżu, uważajcie. Psiak wszak mógł już sporo podrosnąć a i uczynna, sympatyczna Pani mogła już zdążyć gdzieś pojechać.
Po kilku minutach schodzimy z drogi i zagłębiamy się w las. Podchodzimy pod niewielki pagórek, przecinamy go i dochodzimy do niewielkiej łąki. Przedzieramy się przez niewielkie chaszcze, aby za moment znaleźć się przy kładce, którą przechodzimy nad wpływającym do stawu strumieniem. 

Mamy za sobą 16,3 km. W czasie każdej wędrówki nadchodzi taki moment, w którym chętnie by się na chwilę przycupnęło i uczyniło choćby niewielki postój na małe szamanko. Mocno się zastanawiamy, czy właśnie tegoż nie uczynić. Ale Gorzyń blisko, więc się wstrzymujemy. 
Po niewczasie okazuje się, że do Gorzynia tylko w teorii jest blisko. Szlak sporo kluczy. Czeka nas zatem jeszcze spacerek przez las, miejscami stanowczo zbyt mocno wdzierający się na naszą ścieżynkę. I podziwianie kolejnego uroczo ulokowanego mokradła i kolejnych hodowlanych stawów. Na trasie napotykamy również pamiątkowy kamień koła myśliwskiego próbujący zamaskować się wśród wszechobecnej zieleni.

„Natrafiamy” teraz na dobrze utwardzoną drogą, a zatem i tempo mamy niezłe. Musimy przyznać, iż mimo „zrobionych” kilometrów jest spoko. Pogoda dopisuje, humory też. I tak, zupełnie jakby niespodziewanie, po kolejnych kilku minutach las kończy się ukazując pierwsze zabudowania Gorzynia. Przecinamy po raz drugi dzisiejszego dnia naszą drogę wojewódzką nr 160 i… postanawiamy zboczyć ze szlaku na kilkadziesiąt metrów przed zakończeniem pętli. Powód? Stacja benzynowa i hot-dogi. A co! Zasłużyliśmy. Oczywiście, po posiłku docieramy do punktu początkowego naszej trasy, zataczając pełne koło. Wyszło nam coś koło 20 km marszu. Ale niewątpliwie było warto i ufam, że Wam trasa ta również przypadnie do gustu.
Pozdrawiam
Adam „Pieszo przez kraj”.

(Adam.Pieszo przez kraj)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%